niedziela, 11 października 2009

Wielki przekręt CO2

Jest trochę tego, ale warto zapoznać się ze stanowiskiem innym niż to, którym się nas na co dzień bombarduje.



środa, 13 maja 2009

Przerywnik

Ostatnie posty są dość dołujące więc postanowiłem trochę rozluźnić atmosferę :)
Znalezione w sieci...

wtorek, 5 maja 2009

Irańska Giełda Naftowa - prawdziwy powód ataku na Iran

Dziś dłuższy tekst, wyjaśniający niektóre poczynania rządu amerykańskiego, a w szczególności jego polityki zagranicznej.



"Prezentuje przedruk świetnej analizy obecnej sytuacji geopolitycznej. Po przeczytaniu każdy stwierdzi, ze pozwala szerzej spojrzeć na jakim świecie żyjemy... Po przeczytaniu artykułu warto spróbować odpowiedzieć sobie i innym na pytanie dlaczego inne kraje wydobywające ropę nie zdecydują się na rozliczanie w innej walucie niż $?

Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (...) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

Dr Krassimir Petrov

I. Ekonomia imperiów

Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.

Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.

W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.

Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka "armaty i masła" z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa" L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.

Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o "zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić.

Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne - stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.

Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową.

Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.

Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji "Szok i Przerażenie" w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.

Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do inwazji na Irak.

Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej; albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of the Great Powers", wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program "Ropa za żywność" został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.

II. Irańska Giełda Naftowa

Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.

Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów.

Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro.

Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.

Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.

Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:

  • Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
  • Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
  • Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją.
  • Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
  • Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
  • Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią.

Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje "klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.

Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca "Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację. "Helikopterowy Ben" nie pamięta wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimy Kondratiewa". Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.

Tegoż autora: "China's Great Depression" "Masters of Austrian Investment Analysis" "Austrian Analysis of U.S. Inflation" "Oil Performance in a Worldwide Depression" Zalecana lektura: William Clark "The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq" William Clark "The Real Reasons Why Iran is the Next Target" O autorze Krassimir Petrov ( Krassimir_Petrov@hotmail.com) uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowe i ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii."



Źródło: http://drlex.jogger.pl/

niedziela, 3 maja 2009

Powiedz NIE cenzurze!



Drogi użytkowniku, droga użytkowniczko Internetu!

Już 5 maja odbędzie się ważne dla nas głosowanie w Parlamencie Europejskim dotyczące tak zwanego Pakietu Telekomunikacyjnego. Brukselscy oficjele postanowili ograniczyć nam dostęp do Internetu i podzielić go na tak zwane "pakiety". Co to oznacza w praktyce? Daje to prawo dostawcom usług internetowych na ograniczenie użytkownikom (klientom) dostępu do zasobów światowej sieci. Przykładowo: w najtańszym pakiecie dostaniesz dostęp do części witryn, a do innych już nie - zależy to od zasobności portfela właściciela portalu. Może się zdarzyć, że dostęp do niszowych, ale ważnych dla Ciebie stron internetowych zostanie zablokowany. Winne są korporacje, które lobbują na rzecz tych zmian pod pretekstem obrony przed piractwem. Jest prawie pewne, że dostęp do sieci p2p (wymiana plików) zostanie zablokowany, bo żadnemu usługodawcy nie będzie się to opłacać.

Co możemy zatem zrobić? Musimy zareagować, zaprotestować przeciw takim praktykom. Służy do tego ta właśnie witryna, którą oddaliśmy do Państwa dyspozycji. Najgorsza jest niewiedza i na to liczą urzędnicy brukselscy. Bo czy wcześniej słyszeli Państwo o Pakiecie Telekomunikacyjnym, bądź prawie do odcinania użytkownikom Internetu?

Poniżej, po lewej stronie znajduje się list otwarty. Z kolei po prawej stronie, lista wszystkich polskich europarlamentarzystów, z podziałem na frakcje. Naszym celem jest zebranie jak największej liczby podpisów i wysłanie ich wraz z listem otwartym do wspomnianych osób. Jeżeli zatem zgadzasz się z nami i postanowiłeś/postanowiłaś zaprotestować, wypełnij proszę poniższy formularz. Bardzo prosimy o podanie prawdziwych i pełnych danych osobowych (imię i nazwisko) oraz adresu e-mail. Na adres ten zostanie wysłana prośba o potwierdzenie oddania głosu - dokonaj i tego kroku. Adres e-mail jest wykorzystywany tylko do potwierdzenia oddania głosu. Lista osób, które podpisały list będzie publicznie dostępna.

Co jeszcze można zrobić? Przekaż adres tej strony swoim znajomym, poinformuj ich o akcji. Sprawa jest naprawdę poważna i dotyczy nas wszystkich!

Zachęcam do wysłania petycji

http://stopcenzurze.wikidot.com/



Edit

Udało się! PE odrzucił w głosowaniu chorą ustawę. Z tego co czytałem mają zostać podjęte prace nad poprawkami.

Jednak trochę się jeszcze boją. Gratulacje dla osób, które zorganizowały akcję oraz wszystkich, którzy wzięli w niej udział.




Twoja jest krew, a ich jest nafta




Nic do dodania...

piątek, 1 maja 2009

Kiedy zapanuje ponadnarodowa światowa demokracja?

- Możemy zbudować ponadnarodową demokrację na świecie - mówił przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso podczas śniadania służbowego poprzedzającego drugą sesję plenarną kongresu Europejskiej Partii Ludowej w Warszawie.

- My, jako silna i zjednoczona Europa, możemy wesprzeć inne kraje na całym świecie. Możemy przekazać im naszą wolność, lojalność, pokój i sprawiedliwość.

Barroso wyjaśnił, że ma na myśli bardzo różne i dalekie kraje. Wymienił m.in. Chiny, Indie i Brazylię.

- Możemy zbudować ponadnarodową demokrację na świecie. Możemy stworzyć ponadnarodowe normy, zasady i instytucje - powiedział przewodniczący.

Barroso mówił też o odpowiedzialności, jaka spoczywa na Unii Europejskiej w walce z globalnymi problemami jak kryzys ekonomiczny czy zmiany klimatyczne.

Podobnie wypowiedziała się podczas śniadania unijna komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów Viviane Reding. - Stary kontynent przewodzi obecnie na świecie. Dlatego Europa powinna przewodzić także w sprawach kryzysu czy zmian klimatycznych.

Reding dodała jednak, że globalne ukierunkowanie się Unii powinno następować przy równoczesnej ochronie tego, co właściwe tylko Europie i jej poszczególnym narodom. Jak powiedziała, ważne jest, zarówno to, by się dzielić ze światem, jak i to, by chronić swój własny charakter.

źródło: wp.pl

Nie będę opisywał swojej złości po przeczytaniu tego artykułu ani rodzącej się we mnie wiary w teorie spiskowe (niekoniecznie te o ufo;] ). W odpowiedzi umieszczam kilka nagrań wideo.
Co do pytania zamieszczonego w tytule: OBY NIGDY!





sobota, 25 kwietnia 2009

Eko-budownictwo


W Ameryce północnej, Europie zachodniej, a i powoli w Polsce Coraz większym uznaniem cieszy się eko-budownictwo. W prawdzie nadal jest to nisza na rynku budowlanym jednak zdobywa on coraz większe rzesze sympatyków. Powodów jest kilka: większa świadomość ekologiczna, niskie koszty budowy, forma (moja subiektywna opinia).

Nie będę się rozpisywał na ten temat ponieważ są ludzie, którzy znają się na tym lepiej ode mnie. Chciałbym jedynie przedstawić temat większej grupie ludzi.

Krótka charakterystyka budynków z gliny:

Zalety:

  1. Strawbale są trwałe i niepalne. Przeszły testy pożarowe UE. Słoma użyta do ich budowy się nie pali, ponieważ jest maczana w roztworze gliny, piasku i wapna.
  2. Budujemy oddychający dom naturalny (dobra wilgotność powietrza na poziomie 50-55 %), o wyjątkowych walorach zdrowotnych. Dobry mikroklimat wiąże się z jonizującym, antyalergicznym, aseptycznym działaniem gliny i wapna.
  3. Jest bardzo ciepły. Współczynnik przenikania ciepła U = 0,12, przy czym dla betonu komórkowego U = 0,32. A im mniejszy tym lepiej. Powoduje to, że rachunki za ogrzewanie są trzy razy niższe.
  4. Szybki czas budowy. Od 1-4 miesięcy. Wymaga pięciokrotnie mniej nakładów pracy niż dom klasyczny.
  5. Tani w budowie. Wynika to z bardzo niskiej ceny materiałów użytych do budowy. Potrzeba 18-20 m3 gliny (koszt 30-40 zł za m??) i 1200 kostek siana (koszt 1,5zł za szt.), do tego 10-15m?? żerdzi drewnianych (w cenie 130-180 zł za m3). Większość prac można wykonać samemu z uwagi na ich małą komplikację.
  6. Są ekologiczne. Do ich wytworzenia potrzeba 2% energii, którą zużywa się w budownictwie tradycyjnym.

Wady:

  1. Brak w Polsce specjalistów od konserwacji i budowy Strawbali. Dom musi być wykonany z najwyższej jakości produktów (niezawilgoconej słomy, niezbyt tłustej gliny itd)
  2. Ściany o grubości 60 cm zmniejszają powierzchnię użytkową domu.
  3. Glina lubi pękać, więc tynki które kładziemy muszą być często po wyschnięciu nałożone na pęknięte miejsca, a potem należycie konserwowane.
  4. Brak wytrzymałości ścian na wypadki mechaniczne, np uderzenie w ścianę autem.
  5. Problemy przy uzyskaniu pozwolenia na budowę. Technologia jest w polskich urzędach prawie nieznana.
Tyle teorii. Mała galeria:


Linki dla zainteresowanych:
Grupa COHABITAT - dużo książek w pdf, świetna inicjatywa;

Domy naturalne .info - forum miłośników eko-budownictwa.


piątek, 17 kwietnia 2009

Cytaty pól bitewnych


Wojna składa się z nieprzewidzianych zdarzeń. — Napoleon Bonaparte

Wojna jest lepsza niż nietrwały pokój.— Napoleon Bonaparte

Na wojnie ten wygrywa, kto najmniej błędów popełnia.— Napoleon Bonaparte

Pokój nawet niesprawiedliwy jest pożyteczniejszy niż najsprawiedliwsza wojna.— Cyceron

Wojna - to życie, które nie może istnieć bez śmierci.— Emil Zola

Tam, gdzie kończy się dyplomacja, zaczyna się wojna.— Polivios Dimitrakopulos

Każda wojna jest ostatnią.— Jean Giraudoux

Chrześcijaństwo to wynalazek chorych umysłów. Wojna skończy się któregoś dnia. Wtedy będę uważał, że końcowym zagadnieniem mojego życia stanie się rozwiązanie problemu religii.— Adolf Hitler

Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami.— Carl von Clausewitz

Obrona jest skuteczniejszą formą prowadzenia wojny.— Carl von Clausewitz

Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.— Józef Beck

Nie można twierdzić, że cywilizacja się nie rozwija. Wszak w każdej nowej wojnie zabijają ludzi w ulepszony sposób.— Will Rogers

Najszybszy sposób na zakończenie wojny to ją przegrać.— George Orwell

W trakcie pokoju, synowie grzebią swoich ojców; podczas wojny, ojcowie grzebią swoich synów.— Herodot

Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz.— Niccolo Machiavelli

Jeniec wojenny to człowiek, który próbuje zabić ciebie i mu się to nie udaje, a potem prosi ciebie, żebyś nie zabijał jego.
— Winston Churchill

Mieli do wyboru wojnę, lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także.— Winston Churchill

Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić.— Jan Paweł II

Naprawdę sławnych żołnierzy ma tylko kraj, który wygrał wojnę.— Stefan Kisielewski

Dopóki na świecie będzie istniał człowiek, będą też wojny.— Albert Einstein

Faszyzm jest religią; XX wiek będzie znany w dziejach jako wiek faszyzmu.— Benito Mussolini, 1933

Obiektywnie socjaldemokracja jest umiarkowanym skrzydłem faszyzmu.— Józef Stalin

Siła polityczna wyrasta z lufy karabinu.— Mao Zedong

Nie tylko nie damy całej sukni, ale nawet guzika nie damy.— Edward Rydz-Śmigły, 6 sierpnia 1939

Koła rządzące Polski chełpiły się trwałością państwa i "potęgą" armii. Okazało się, że wystarczyło krótkie natarcie wojsk niemieckich, a następnie Armii Czerwonej, by nic nie pozostało po tym bękarcie traktatu wersalskiego, żyjącym z ucisku niepolskich narodowości.— Wiaczesław Mołotow, 31 października 1939

Mało jest zalet, których by Polacy nie mieli i mało błędów, których udałoby im się uniknąć.— Winston Churchill, 1945

Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy.— Józef Stalin

Szerokie masy ludu łatwiej ulegają wielkiemu kłamstwu niż małemu.— Adolf Hitler "Mein Kampf"

Zadaniem szkoły ludowej dla niemieckiej ludności Wschodu ma być tylko: proste liczenie najwyżej do 500, pisanie nazwiska... czytania nie uważam za konieczne.— Heinrich Himmler, 1940

Jedna śmierć to tragedia, milion to statystyka.— Józef Stalin

Każdy bez wyjątku Żyd, którego pochwycimy, będzie poddany eksterminacji. Jeżeli nie uda nam się teraz zniszczyć biologicznych podstaw żydostwa, to pewnego dnia Żydzi zniszczą naród niemiecki.— Heinrich Himmler do Rudolfa Hössa, komendanta obozu Auschwitz, 1941

Jedyną rzeczą, której naprawdę obawiałem się w czasie wojny, było zagrożenie ze strony U- Bootów. Jeszcze przed bitwą powietrzną uważałem, że inwazja się nie uda. Po zwycięstwie byliśmy już na dobrej drodze. Mogliśmy tropić i zabijać wstrętnego wroga w okolicznościach najbardziej nam sprzyjających, a najgorszych dla niego, z czego ewidentnie zdawał sobie sprawę. W okrutnych warunkach wojennych była to tego rodzaju bitwa, z prowadzenia której powinno się być zadowolonym. Ale nasza linia życia, nawet na szerokich wodach oceanów, a szczególnie przy dojściach do Wyspy, znalazła się w niebezpieczeństwie. Toteż o wiele bardziej denerwowałem się wojną z U- Bootami, niż tą wspaniała walką powietrzną nazwaną bitwą o Anglię.— Winston Churchill

Polska mogłaby przesunąć się na zachód, tak jak żołnierz robiący dwa kroki w lewo.— Winston Churchill,Teheran, 1943

Wnętrze Starego Miasta stało się piekłem, w którym każdy dzień walki był jeszcze jednym dniem zniszczenia i rzezi tysięcy bezbronnych ludzi, pozbawionych wody i pokarmu, zduszonych w piwnicach, prowizorycznych szpitalach, w domach płonących i walących się w gruzy.— Gen. Jerzy Kirchmayer o powstaniu warszawskim

Będziemy bombardować terytorium Niemiec dzień i noc, coraz bardziej zaciekle, miesiąc po miesiącu będziemy zrzucać coraz większą liczbę bomb, pogrążymy naród niemiecki w rozpaczy większej niż ta, w której pogrążył on całą ludzkość.— Winston Churchill, Casablanca

Emigracyjny rząd gen. Sikorskiego nie reprezentuje narodu polskiego. Ten rząd występował przeciw zbrojnej walce polskiego narodu z niemieckim okupantem w Polsce, wyprowadził poza granice Związku Radzieckiego gotową do walki armię, która do tej pory nie bierze żadnego udziału w wojnie, prowadził wrogą wobec Związku Radzieckiego agitację, starając się popsuć stosunki między sojusznikami, a wreszcie skompromitował się ostatecznie, biorąc udział w zorganizowanej przez hitlerowców antyradzieckiej propagandowej hecy w sprawie lasu katyńskiego.— Wanda Wasilewska, 28 Kwietnia 1943

Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz udawaj, że nie możesz; jeśli dasz znać, ze chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj; jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją; jeśli jest silny, unikaj go; jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw by nabrał pychy; jeśli jego wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa.
— Sun Tzu

Dobre bo polskie...



Poranny przegląd prasy:

"Pomimo wielu polskich protestów niemieckie media w dalszym ciągu, nie zważając na prawdę historyczną, uporczywie zamieszczają informację, że niemiecki obóz zagłady w Sobiborze to był "polski obóz". Dlaczego Niemcy ciągle prowokują Polaków, nieustannie powtarzając te same kłamstwa? - pyta "Nasz Dziennik".

Trudno przypuszczać, by Niemcy nie znali swojej historii i nie wiedzieli, kto zakładał obozy koncentracyjne na terenie okupowanej Polski - podkreśla gazeta.

"Praktycznie codziennie znajdujemy w niemieckich mediach, piszących o problemach z ekstradycją z USA do Niemiec Johna Demjanuka, bezczelne kłamstwa o tym, że był on strażnikiem w "polskim obozie zagłady" - pisze gazeta.

Zwrotu "polnischen Vernichtungslager Sobibor" użył np. znany niemiecki tygodnik "Focus", także gazeta "Westdeutsche Zeitung", lewicowy "Junge Welt" i internetowy portal rozgłośni "Saarlaendische Rundfunk".

Dlaczego Niemcy ciągle prowokują Polaków, nieustannie powtarzając te same kłamstwa? - pyta "Nasz Dziennik"."

Źródło: wp.pl


I jak tu się pojednać? Walczymy ze sobą od ponad tysiąca lat.
Walka trwa...

wtorek, 17 marca 2009

Californication

Pomimo początkowej niechęci do tego serialu skłamałbym mówiąc że nie jest świetny (subiektywizm- wiadomo). Ze wytłumaczę.
Pokazana historia jest podobna to autentycznych wydarzeń z życia D. Duchownego.
smutno na to patrzeć, zwłaszcza że zawsze czułem do niego wielką sympatię.
Jednak po WIELU namowach ze strony Marcina obejrzałem jeden odcinek, drugi, trzeci...
Uznałem że jest to kino godne uwagi. Porusza wiele problemów związanych z życiem. Tych poważniejszych i tych dnia codziennego.
Osobiście odbieram to jako lekcję o tym co można stracić wcale tego nie zauważając. Bez fajerwerków i wielkich scen. Jak z rakiem płuc: powoli, systematycznie i w ciszy.
Jest to przestroga by uważniej patrzeć na to co się dzieje wokół nas.
Jakie są nasze relacje z innymi ludźmi?
Co jest naszym priorytetem?

Na koniec oficjalny opis:
"Opowieść o pisarzu przeżywającym kryzys twórczy. Hank jest autorem bardzo poczytnej książki "Bóg nienawidzi nas wszystkich", jednak przy tworzeniu kolejnego dzieła bohater nie może "sklecić" ani jednego sensownego zdania. Wpływ na to z pewnością ma fakt, że kobieta z którą ma nastoletnią córkę właśnie przyjęła oświadczyny i niedługo ma zamiar wyjść za mąż. Aby się "odblokować" Hank zaczyna przeżywać romanse trwające najczęściej jedną noc."

niedziela, 15 marca 2009

Modlitwa


Modlitwa

Królowo niebios, Cesarzowo ziemi
Pani monarsza czeluści piekielnych
Przyjm mnie, pokornym między pokornemi
Niech pośród sług twych siądę nieśmiertelnych
Mimo iż bardzo niegodny twej łaski
Dobroć twa, pani nadziemskiej pociechy
Więtsza o wiele niźli moje grzechy
Bez niej, daremnie duszy się wydzierać
Tam, kędy świecą wiekuiste blaski
W tej wierze pragnę żyć jak i umierać

Twemu Synowi powiedz, że w nim żyję
Iżby me grzechy wymazał do tyla
Jako Egipską rozgrzeszył Maryję
Lub jak wybawił mędrca Teofila
Który przez ciebie spełnił święte dzieła
Mimo iż diabłu zaprzedał swą wolę
Strzeż mnie, bym w taką nie popadł dolę
Dziewico, któraś, nie racząc otwierać
Żywota, owoc bez zmazy poczęła
W tej wierze pragnę żyć jak i umierać

Prostaczk jestem stary i ubogi
Nic nie znam - liter czytać nie znam zgoła
Oprócz parafii mej niskiego proga
Gdzie raj oglądam, harfy dookoła
I piekło, w którym potępieńców prażą
Jedno mnie trwoży, drugie zaś raduje
O daj, Bogini, niech twą radość czuję!
Ku tobie duszy daj grzesznej pozierać
Z ufnością w sercu i rzetelną twarzą
W tej wierze pragnę żyć jak i umierać

W twoim żywocie, o można Bogini
Jezus, rzuciwszy precz niebiańskie kraje
Opuszcza niebo i spieszy nas wspierać
Na śmierć swą krasę młodzieńczą oddaje
On naszym Panem i jego wyznaję
W tej wierze pragnę żyć jak i umierać

Antoni de Rivarol- aforyzmy


Prawa są dobrami, które zasadzają się na władzy; gdy władza upada, upadają także prawa.


Lud potrzebuje prawd naocznych, nie pojęciowych.


Uderzenia łap królewskich podobne są błyskom jednostkowej mocy, natomiast powstania ludowe trzęsieniom ziemi, których fale rozprzestrzeniają się w nieobliczalną dal.


Dyscyplina winna ciążyć jak tarcza, nie jak jarzmo.


Cywilizowane ludy nie są dalsze barbarzyństwu niż lśniąca stal rdzy. Ludy i metale są gładkie tylko na powierzchni.


Filozofia jako późno dojrzały owoc ducha i jesieni życia nie może być karmą ludu, który wciąż pozostaje w stanie dziecięctwa.


Gdzie armia zależy od ludu, tam rząd uzależni się w końcu od armii.


Może się zdarzać, iż spiski są niekiedy dziełem inteligentnych głów; wykonawcami ich są zawsze bestie.


Harmonia w państwie zależy od stopniowania rywalizacji i zapału współzawodnictwa; od rzemieślnika po kapitalistę i od prostego żołnierza po marszałka polnego. Na dubeltowej drabinie rang i majątku każdy naśladuje tego, kto stoi przed nim, i od którego dzieli go tylko jeden stopień godności albo bogactwa. Taka ambicja jest rozumna - filozofowie jednak połączyli skrajności, przeciwstawiając żołnierzowi marszałka, a robotnikowi bogacza; ten regres doprowadził wszystkich do upadku.


Doskonałe bezpieczeństwo i nietykalność własności oraz osoby: oto prawdziwa wolność społeczna.


Gdy książę jest pobożny, wówczas spowiednik musi być mężem stanu.


Należy ostro odróżniać arytmetyczną i polityczną większość w państwie.


Natura zmusza nas, byśmy albo zabili kurczaka, albo umarli z głodu; na tym zasadza się nasze prawo. Pochodzenie instytucji politycznych jest następujące: na potrzebach zasadzają się prawa a na prawach uprawnienia. We Francji natomiast dano ludowi uprawnienia, do których nie miał praw i prawa, których nie potrzebował.


W miarę jak wśród ludu zanikają przesądy, rząd musi zwiększyć czujność oraz surowiej dbać o dyscyplinę i autorytet.


U podwładnego grzeczność jest oznaką przynależności stanowej, podczas gdy u dobrze urodzonego znakiem wychowania. Dlatego zachował on mimo rewolucji dobre maniery, gdyż one są oznaką szlifu. Ktoś z ludu staje się natomiast grubiański, by udowodnić, że zmienił przynależność stanową. Przeklina, obraża, bo dawniej słuchał merdając ogonem: tak oto rozumie wolność.


Władca absolutny może być Neronem, lecz bywa niekiedy Tytusem lub Markiem Aureliuszem. Lud często jest Neronem, nigdy zaś Markiem Aureliuszem.


W spokojnych czasach dobre imię określa hierarchia. Podczas rewolucyj zależy od plebsu; one są epokami urojonych wielkości.


Wielki naród w stanie namiętnego rozdrażnienia zdolny jest jedynie do wielkich masakr.


Są epoki, w których rząd traci zaufanie narodu; rzadko jednak nastaje czas, gdy może mu w pełni zaufać.


Byłoby durną, okrutną dobrocią naradzać się z dziećmi co do ich przyszłości. Musimy za nie decydować, by zaoszczędzi im rozterek, które, zamiast pomnażać ich siły, pozbawiają okazywanego nam dotąd zaufania. To samo tyczy się rządzonych i rządzących.


Istnieje w narodzie, istniała także zawsze w zgromadzeniu narodowym większość składająca się z zawistników i mniejszość ambicjonalistów - jako że pierwsze rzędy niedostępne są dla wielkich mas, a pretensja do nich tylko u niektórych może być uzasadniona. Ambicja pragnie osiągnąć cel, który zawiść pragnie zniweczyć, co kończy się triumfem woli zniszczenia reprezentowanej przez większość.


Właściwym mówcą w zgromadzeniu ludowym jest namiętność.


Istnieje osobliwa zbieżność między rewolucją francuską i angielską: długi parlament i śmierć Karola I; Konwent i śmierć Ludwika XVI, następnie Cromwell i Bonaparte. Czy w przypadku restauracji zobaczymy innego Karola II jak umiera w swym łóżku oraz innego Jakuba II jak ucieka ze swego królestwa, i następujące po nich obce dynastie. W tego rodzaju prognozach nie skrywa się nic dziwacznego, należy jednak zalecić władcom, by się nimi zajęli. Karol I i Ludwik XVI zaniedbali tego całkowicie; mimo swych cnót skończyli na szafocie. Cnoty władcy nie mogą być tożsame z cnotami człowieka prywatnego: król, ograniczający się do bycia człowiekiem szlachetnym, napawa współczuciem.


Gdyby Ludwik XVI 10 sierpnia zginął z bronią w ręku, wówczas jego krew obficiej użyźniłaby lilie. Śmierć na szafocie wśród milczenia tłumów na zawsze pozostanie piętnem - dla narodu, dla tronu, a nawet dla wyobraźni.


Znużeni ładem Francuzi zaczęli się masakrować; znużeni masakrą poddali się w jarzmo Napoleona, który kazał ich wyrzynać na polach bitewnych.


Gdy pytano mnie o możliwy koniec rewolucji, odpowiedź brzmiała: Albo król będzie miał armię, albo armia wyłoni króla. Dodałem ponadto: jeszcze dożyjemy, że wyda ona jakiegoś obdarzonego szczęściem żołnierza, gdyż miecz zawsze kończył rewolucje: Sulla, Cezar, Cromwell są tego przykładami.


Każdy filozof, który rozmyśla nad problemami ustroju i konstytucji, jest brzemienny w jakobina: to jest prawda, o której Europa nie powinna zapomnieć.


Polityka przypomina baśniowego Sfinksa: pożera wszystkich, którzy nie mogą rozwiązać jego zagadek.


Naród bez wiary i ziemi skarleje jak Antaios zawieszony między niebem a ziemią.


Rozum zawiera zarówno prawdy, które trzeba wypowiedzieć, jak i te, które należy przemilczeć.


Złoto jest królem królów.


Wojna jest sądem królów; zwycięstwa to jego wyroki.


Dla plebsu nie istnieje wiek oświecony. Plebs nie jest francuski, angielski czy hiszpański, jest taki sam w każdym czasie i w każdym kraju: wciąż kanibalistycznie łaknący połknąć bliźniego, a gdy mści się na swym rządzie, karze jawnymi aktami hańby przestępstwa nie zawsze dowiedzione.

Jako że książęta są widzialną cząstką władzy, powinno ich prywatne życie - ich gry, ich przyzwyczajenia, ich przyjemności - być ujawnione jedynie wtajemniczonym w ten symboliczny układ. Dla ludu mają stanowić tajemnicę. Dotyczy to w jeszcze większej mierze papieży. Benedykt XIV ceniony przez duchową elitę, lekceważony był przez rzymski lud.


Pewien dworak zapytany przez Ludwika XV o godzinę odpowiedział: jest ta, jaką wasza wysokość sobie zażyczy.


Jako król Ludwik XVI zasłużył na swe nieszczęście, ponieważ nie znał się na swym rzemiośle. Jako człowiek nie zasłużył na nie. To cnoty wyobcowały go z narodu.


Zadaniem każdego rządu jest ochrona społeczności; a społeczność nie ma i nie może mieć od swych początków innego celu jak gwarancja bezpieczeństwa i własności. Ta jasna, ostra i pojemna definicja wykluczałaby wszelką sprzeczność, gdyby nie dodano do niej w niezręczny sposób jako pleonazmu dwuznacznego i spornego słowa wolność.


Mirabeau zwykł na trybunie naśladować postawę statuy lorda Chathama, a w jednej z mów sprzedał dowcip, którego autorem było pewne dziecko. Cóż można powiedzieć o zdolnościach mówcy, który swe gesty zawdzięcza zmarłemu a dowcip dziecku.


Dzisiejsza arystokracja jest tylko upiorem swych przodków.


Podstawowa idea religii żydowskiej zasadza się na przekonaniu, że Bóg Żydów sobie wybrał spośród wszystkich narodów. Przez tę ideę Mojżesz wzniósł spiżowy mur między swoim narodem a wszystkimi innymi. Więcej nawet: wystawił ten nieszczęśliwy naród na klątwę uniwersum. Lecz w cudowny sposób zapewnił mu właśnie dzięki tej powszechnej nienawiści nieśmiertelność. Sympatia lub nawet obojętność narodów byłaby już dawno przyczyną zniknięcia Żydów; stopiliby się, już to przez wymieszanie, już to przez wojny lub rozproszenia. Utrzymała ich nienawiść plemienia ludzkiego; na niej zasadza się ich nieśmiertelność.


Dewotka zawierza kapłanom, wolnomyśliciel filozofom; obydwoje są lekkomyślni.


Większość naszych bezbożników rekrutuje się spośród zrewoltowanych wiernych.


Niektórym z bogactwa pozostaje tylko strach przed jego utratą.


Młodzieńcy są wobec kobiet wstydliwymi bogaczami, starcy natomiast bezwstydnymi żebrakami.


Z poufałości wynikają zarówno największa delikatność uczuć jak i najsilniejsza nienawiść.


Gadatliwa zawiść jest zawsze nieporadna. Groźna jest zawiść, która milczy.


Są cnoty zastrzeżone wyłącznie dla bogactwa.


Gdyby głupcy przeczuwali cierpienia, jakie nam sprawiają, wówczas okazywaliby nam współczucie.


Nic bardziej obrzydliwego jak bogactwo bez cnót.


Na dziesięć osób, które o nas mówią, dziewięć opowiada to, co najgorsze, a ta dziesiąta, która mówi dobrze, wyraża to jak najgorzej.


Jeśli na dworach sposób myślenia i wyrażania myśli jest subtelniejszy niż gdzie indziej, to dlatego, iż istnieje tam przymus skrywania myśli i uczuć.

"Świat Dysku"- cytaty

Dzięki Mona :)




"Elfy są przedziwne. Budzą zadziwienie.
Elfy są cudowne. Sprawiają cuda.
Elfy są fantastyczne. Tworzą fantazje.
Elfy są urocze. Rzucają urok.
Elfy są czarowne. Splatają czary.
Ich uroda powala. Strzałą.
Kłopot ze słowami polega na tym, że ich znaczenie może sie wić jak wąż. A jeżeli ktoś chce znaleźć węże, powinien ich szukać za słowami, które zmieniły swój sens.
Nikt nigdy nie powiedział, że elfy są miłe.
Elfy są złe."


"Obok łóżka stał słój ze słodyczami i butelka przezroczystej cieczy ze skomplikowanego destylatora za szopą na drewno. Ściśle biorąc nie była to whisky, i ściśle biorąc nie był to gin, ale za to przezroczysta ciecz miała dokładnie 90 procent zawartości alkoholu i dawała pocieszenie w przykrych chwilach o trzeciej nad ranem, kiedy człowiek budzi się i nie pamięta kim jest. Po szklaneczce przezroczytsaej cieczy wprawdzie dalej nie pamiętał, ale to już nie przeszkadzało, bo i tak był już kimś innym."


Rodzina Morta zajmowała się destylacją wina z zeszłorocznych winogron. Trunki takie są bardzo mocne i poszukiwane przez wróżbitów, ponieważ oczywiście pozwalają im widzieć przyszłość. Jedyny problem w tym, że cierpi się kaca na dzień przed i trzeba wiele wypić, żeby się go pozbyć.


"NIE, NIE MOŻESZ JEDZIĆ NA KOCIE. KTO TO SŁYSZAŁ O ŚMIERCI SZCZURÓW NA KOCIE? ŚMIERĆ SZCZURÓW POWINIEN JEŻDZIĆ NA JAKIMŚ PSIE."


"Słońce wschodziło powoli, jakby nie było pewne, czy w ogóle warto się wysilać"


"Nigdy nie buduj lochu, z którego nie potrafiłbyś się wydostać"


"I przyniósł jakiegoś trupa. -Na pole bitwy? Wiecie, to nie piknik, gdzie każdy przynosi własne zapasy."


"Ankh zawsze budziła w nim (Teppicu) przygnębienie, ponieważ włożona do niej lilia wodna na pewno by się rozpuściła. Ankh zbierała ścieki z rozległych piaszczystych równin, sięgających aż do Ramtopów, a kiedy docierała do ankh - morpork, można ją było nazwać płynną tylko dlatego, że poruszała się szybciej niż grunt wokół niej. Gdyby Chidder do niej zwymiotował, stałaby się pewnie minimalnie czyściejsza"


"Ankh to jedyna rzeka, którą można kroić nożem"


"Ankh to jedyna rzeka, na której można narysować obrysy denata"


"Gdyby uśmiechnął się trochę szerzej to odpadłby mu czubek głowy"


"ten stan umysłu można osiągnąć po 30 latach medytacji lub w czasie 3 minut zażywania zakazanych ziół"


'masz smiech jak nekrofil w kostnicy'


"Rasizm na Dysku nie stanowił większego problemu, ponieważ - przy wszystkich trollach, krasnoludach i innych - gatunkzm był o wiele ciekawszy. Biali i czarni żyli w doskonałej zgodzie i wspolnie przesladowal zielonych"


"królestwo było tak małe, że jego król nawet przeciągnąć porządnie się nie mógł bez paszportu"


To ważne. Niedoświadczeni podróżnicy mogą przypuszczać, że "Aargh!" jest wyrażeniem uniwersalnym, jenak w beTrobi oznacza to "Wielce radosne", w Howondalandzie natomiast rozmaicie: albo "Chciałbym zjeść twoją stopę", albo "Twoja żona jest wielkim hipopotamem", albo też "Witam, myśli pan Filetowy Kot". Pewne plemię zyskało przerażającą reputację okrutników tylko dlatego, że jeńcy krzyczą -ich zdaniem- "Szybko! Dolać wrzącego oleju!"


Powiedzmy, że on jest typem człowieka, który, gdyby zapanował totalny i absolutny chaos, stałby na szczycie góry w mokrym, miedzianym pancerzu podczas burzy z pierunami, wrzeszcząc na całe gardło, że wszyscy bogowie to bękarty.


Mógłby posłać po Practi, swoją ulubioną podręczną, żeby mu coś zaśpiewała. Życie zdawało się być piękniejsze, kiedy milkła.


"panując nad własnym przeznaczeniem jak bańka mydlana w huraganie"


"DZIEŃ BREBBA I LEPPISA to jedno z ważniejszych świąt w kalendarzu Gildii Złodziei. Cała Rada Gildii rusza procesją wokół miasta, zatrzymując się przy każdej z bram i pytając głośno 'Brebb czy Leppis?' ". Tradycja ta zawdzięcza swój początek Hugowi Brebbowi i Archibaldowi Leppisowi, dwóm ryzykantom, którzy zdołali ukraść sygnet i chustkę z monogramem samemu lordowi Snapcase'owi, wówczas Patrycjuszowi Ankh-Morpork, w trakcie państwowej procesji Drogą Królewską, 27 sierpnia. Lorda Snapcase'a tak ubawiło to zuchwałe przestępstwo, że kazał na trzy miesiące wywiesić na wszystkich miejskich bramach różne kawałki złodziejskiej dwójki oraz ogłosił konkurs dla dzieci, które miały dopasować do siebie wszystkie części."


"żołnierzyk miał strój w takich kolorach, że tylko w klubie dla kameleonów na ciężkich prochach nie rzucałby się w oczy"


Powszechnie uznawano, że miasto jest bardzo zdrowe. Niewiele zarazków potrafiło tu przetrwać.


Liczne nędzne dzielnice doświadczyły powodzi, jeśli wolno użyć tego słowa wobec cieczy, którą można nosić w siatce.


"Krasnoludy znane są ze swojego poczucia humoru. Ludzie patrzą na nie i mówią: Te małe dranie nie mają za grosz poczucia humoru."


"Rozkazywać kotu? Łatwiej jest przybić galaretkę do ściany."


"-W takim razie proszę, znęcaj się nade mną tylko dlatego, że jestem drzewem. Typowe dla kobiet."


"wrócił do alejki, w której kapral Nobbs skończył zaznaczać kredą obrys ciała. Oprócz tego, Nobby pokolorował obrys, dorysował mu fajkę w ustach i laskę w ręce, a do tego dodał parę drzew i krzaczków w roli tła - przechodnie zaś zdążyli już wrzucić do hełmu kaprala siedem pensów. "


Kiedy zmierzali do obozowiska D'regów, inne postacie ześlizgiwały się z wydm. Jedna z nich nie miała ręki, a z piersi sterczał jej miecz.
- Jak ci poszło, Reg? - spytał Vimes. (oni sa zombi tak dla ulatwienia )
- Trochę dziwnie, sir. Kiedy ten pierwszy odrąbał mi rękę i wbił miecz, miałem wrażenie, że reszta stara się nie wychodzić mi w drogę. Można by pomyśleć, że nigdy jeszcze nie widzieli kogoś przebitego mieczem.
- Znalazłeś rękę?
Reg zamachał czymś w powietrzu.
- To kolejna sprawa - powiedział. - Pary z nich nią uderzyłem, a oni uciekli z wrzaskiem.
- To twój system walki wręcz. Trzeba się do niego przyzwyczaić.
- Czy wziął pan jeńca?
- W pewnym sensie. - Vimes obejrzał się. - Chyba zemdlał. Nie mam pojęcia dlaczego.
Reg pochylił się.
- Ci cudzoziemcy są dziwni - oświadczył konfidencjonalnym szeptem.
- Reg...
- Tak?
- Ucho ci wisi.
- Naprawdę? Co za draństwo. A myślałem, że gwóźdź wytrzyma."


Powszechnie wiadomo, że dziewięć dziesiątych mózgu nie jest wykorzystywane. Jak większość powszechnie znanych faktów, i ten nie jest prawdziwy. Nawet najgłupszy Stwórca nie zadałby sobie trudu, by wkładać do ludzkiej głowy parę funtów zbędnej szarej mazi (...)
Ta część mózgu oczywiście jest wykorzystywana. A jedną z jej funkcji jest sprawiać, by cudowne wydawało się normalne, a niezwykłe zmieniło się w zwyczajne.


Niestety, dzikie i nierozważne idee mają niepokojącą skłonność rozprzestrzeniania się i zyskiwania zwolenników.


Bogowie nie lubią ludzi, którzy nie pracują. Ludzie, którzy nie są przez cały czas zajęci, mogliby zacząć myśleć. Część mózgu istnieje jedynie po to, by do tego nie dopuścić.
Jest bardzo sprawna. Potrafi skłonić człowieka, by doświadczał nudy w otoczeniu cudów.


"Daj komuś ogień, a będzie mu ciepło przez jeden dzień, ale wrzuć go do ognia, a będzie mu ciepło do końca życia."


Całe życie jest jak oglądanie migawki. Tylko zawsze wygląda tak, jakby człowiek przyszedł o dziesięć minut spóźniony i nikt nie chce mu opowiedzieć, o co chodzi, więc musi sam się wszystkiego domyślać.
I nigdy, ale to nigdy nie zdarza się okazja, żeby zostać na drugi pokaz.


Kluczem do zrozumienia wszelkiej religii jest fakt, że dla boga najlepszą zabawą są Węże i Drabiny z nasmarowanymi tłuszczem szczeblami.

Cytaty od Marcina

Dzięki że pamiętasz :)


"...nie można używać tak przesadnych słów jak "niedostępna", bo może na tym świecie nie ma takich kobiet." Kawabata Yasunari " Tysiąc żurawi"


"Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące" Donna Watson


"Nie należy lekceważyć drobnostek, bo od nich zależy doskonalość." Michał Anioł


"Absurdem jest dzielić ludzi na dobrych i złych. Ludzie są albo czarujący, albo nudni". Oscar Wilde


"Zawsze się znajdzie odpowiednia filozofia do braku odwagi." Albert Camus


"Każda minuta zwłoki (...) przedłuża teraźniejszość". Frank Herbert "Mesjasz Diuny"


"Zla kobieta należy do tego rodzaju istot, których mężczyźni nigdy nie mają dosyć". Oscar Wilde


"Mówcy powinni mieć na uwadze nie tylko to, by wyczerpać temat, ale także by nie wyczerpać słuchaczy". Winston Churchill


"Co jest szczęściem? - Uczucie, że moc rośnie, że przezwycięża się opór". Fryderyk Nietzsche


"Jaki dzień w moim życiu byl najpiękniejszy? To nie byt dzień. To była noc. " Brigitte Bardot


"Nie będzie przyjacielem kobiety, kto może być jej kochankiem". Honore de Balzac


"Kobiety z reguły starają się sprawić, by mężczyzna się zmienił; Przerobiony zaś przestaje im się podobać". Marlena Dietrich


"Nigdy nie krzywdzę kobiet... sprawiam im rozkosz. Największą rozkosz jakiej kiedykolwiek doświadczą". Don Juana de Marco





Oscar Wilde:

Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej.

Tylko jedna rzecz jest gorsza niż gdy o nas mówią, a mianowicie, gdy o nas nie mówią.


Tylko niestali znają przyjemność miłości. Aby poznać jej tragedie, trzeba być stałym.


Brzydkie kobiety są zawsze zazdrosne o mężów, piękne nigdy.


Chcąc odzyskać młodość, trzeba tylko powtórzyć swoje szaleństwa.


Dawniej mieliśmy zwyczaj kanonizowania naszych bohaterów - obecnie ich trywializujemy.


Jedyny sposób postępowania z kobietą? Gdy jest ładna, zalecać się do niej- gdy jest brzydka, zalecać się do innej.


Jedynym grzechem jest głupota.


Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej.


Jeśli chcesz wiedzieć co ma na myśli kobieta, nie słuchaj tego, co mówi- patrz na nią.

Aforyzmy





Aforyzm jest ostatnim ogniwem długiego łańcucha myśli.


Radość podróżowania wynika stąd, że to co nas interesuje, ciągle się zmienia.


Im większe szczęście, tym mniej należy mu ufać.


Mężczyzn namiętność bardzo często oślepia, każąc widzieć w kochance zalety, których nie ma.


Co nie jest pożyteczne dla roju, nie może być tak samo pożyteczne dla pszczoły.


Bliski jest czas, kiedy zapomnisz o wszystkim; bliski jest czas, gdy wszyscy zapomną o tobie.


Życie mężczyzny ufarbowane jest na kolor jego wyobraźni.


Żyjemy nie tak jak byśmy chcieli, lecz tak jak możemy.


Jakże uroczą jest istotą człowiek, jeżeli jest człowiekiem.


Małżeństwo jest złem, ale jest to zło konieczne.


Nie chwal nigdy siebie.


Kto ludzi miłuje, sam zaś nie jest miłowany, niech zbada swój do ludzi stosunek.


Widzę i pochwalam lepsze, lecz wybieram gorsze.


Miłość sycić trzeba słodkimi słowami.


Co źle znosisz, będziesz dobrze znosił: przywyknij tylko.


Kobiety lubią jak się je prosi.


Miłość to rodzaj służby wojskowej.


Łagodny pokuj przystoi ludziom, gniewne szczekanie zwierzętom.


Troska znika i rozpuszcza się w winie.


Każdy myśli tylko o własnej przyjemności.


Kobieta jest kwiatem, który tylko w cieniu mężczyzny może rosnąć i pachnieć.


Nie kocha szczerze żadnej, kto więcej jak jedną kobietę kocha.


Nic nie dzieje się przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność.


Puste beczki i głupcy robią dużo hałasu.


Nie ma groźniejszego potwora od człowieka.


Gdy głupi milczy, za mądrego poczytany bywa.


Nie było wielkiego geniuszu bez domieszki szaleństwa.

Stańczycy- Jacek Bartyzel

1. W 1869 r. na łamach założonego trzy lata wcześniej miesięcznika 'Przegląd Polski' zaczęły się ukazywać satyryczne listy, składające się na cykl zatytułowany 'Teka Stańczyka'. Listy te były stylizowane na modłę korespondencji antycznej, a ich rzekomi autorzy i adresaci nosili zabawne, często (co typowe w gatunku satyrycznym) tzw. mówiące imiona i przydomki: Brutusik, Sycyniusz - trybun ludowy, Liberiusz Bankrutowicz - kandydat do parlamentu, Sprycimir - dziennikarz, Trwóżnicki - urzędnik bankowy, czy Aldona - kobieta polityczna. Naprawdę za tymi pseudonimami ukrywali się (niezbyt zresztą szczelnie) młodzi publicyści konserwatywni: Stanisław Koźmian, Stanisław hr. Tarnowski i Józef Szujski. Równie łatwe były do rozszyfrowania miejsca akcji: Tygrysów to Lwów, Kraków - Gawronów, Chaopolis - Wiedeń, zaś Głuposiówka nad Szujówką tłumaczyła się sama.

Cel tego 'skandalicznego' przedsięwzięcia był jeden: wyrwać polskie społeczeństwo ze stanu somnambulicznego zaczadzenia bezrozumnym, martyrologicznym patriotyzmem, skompromitować szaleńców i demagogów głoszących nadal - mimo straszliwej klęski, dopiero co poniesionej - ideę 'nieprzerwalności powstania', ośmieszyć tzw. tromtadrację, polegającą na nieustannym i jałowym celebrowaniu rocznic i obchodów narodowych - przeciwstawiając temu wszystkiemu ideę patriotyzmu rozumnego i odpowiedzialnego; patriotyzmu politycznego, skierowanego ku osiąganiu konkretnych celów w realnie istniejących warunkach, a (szczególnie) dla ocalenia bytu narodowego.

Niestety, opinia dostrzegła w 'Tece...' upostaciowanej wymownym symbolem mądrego błazna Zygmunta Starego, tylko szyderstwo ze świętości i rozdrapywanie niezagojonych jeszcze ran; nawet starsi, bardzo pryncypialni i solenni konserwatyści, jak Paweł Popiel, byli oburzeni nie tyle treścią i przesłaniem, co tonem ironicznym i satyrycznym.

Zauważmy: od dwóch stuleci rozmaici 'lewomyślni' wmawiają nam, że są awangardą intelektualnej odwagi, że to oni rozkruszają w pył mur zadowolonego z siebie głupstwa, wzniesiony i okopany przez 'dobrze-myślących'. Niekłamana historia dowodzi jednak - i to od dwóch tysiącleci z okładem - czegoś całkiem przeciwnego: to reakcjoniści - Sokrates, św. Augustyn, Burke, Norwid, Stańczycy właśnie, głoszą myśli naprawdę śmiałe i 'nowe' (choć w innej, transhistorycznej perspektywie, 'stare'), za które poczciwi postępowi durnie, od ateńskiego demosu począwszy, ostracyzmują ich i wyklinają.

2. Konserwatyści krakowscy, zarówno starszego pokolenia, wydający od 1848 r. 'Czas', jak i przyszli Stańczycy, wykazywali rezerwę, a w końcu i wrogość do ostrożnej polityki margrabiego Wielopolskiego; dlatego, chociaż wybuch powstania w styczniu 1863 r. zaskoczył ich, po krótkich wahaniach poparli je, i już 13 lutego 'Czas' uznał Powstanie za narodowe. Bez przesady można powiedzieć, że to właśnie 'Czas' swoją sugestywną publicystyką i konfabulowanymi 'reportażami' z pól bitewnych stworzył legendę o spontanicznym i masowym zrywie; bez tego i bez poparcia 'Białych' powstańcza ruchawka wypaliłaby się niemal niezauważalnie po paru tygodniach. Słony przyjdzie im zapłacić rachunek za ten niewątpliwy błąd polityczny, ale też jednego zarzucić im niepodobna: że przynajmniej w tym razie, kiedy po latach bili się za ów błąd w piersi, bezzasadne były słowa Stańczyka z 'Wesela': 'Acan spowiedź czynisz z cudzych grzechów'.

Swój akces do Powstania konserwatyści uzasadniali, jak wiadomo, widokami na umiędzynarodowienie sprawy polskiej przez Francję, Anglię i Austrię; rachowali na przerodzenie się lada dzień interwencji dyplomatycznej w zbrojną. Zwłaszcza młodzi adepci Hotelu Lambert - Tarnowski, Koźmian, Wodzicki - uwierzyli we frazesy i półsłówka Napoleona III, w jego sławetne 'durez!' i zaangażowali się całą parą w powstanie, kierując jego agendami w Galicji. Wszyscy też ponieśli tego kroku konsekwencje, zwłaszcza Tarnowski, który stracił w potyczce brata, a sam spędził w austriackim więzieniu ponad 1,5 roku.

Zapewne jednak nie tylko rachuby na obcą interwencję kierowały konserwatystami, gdy ulegali tyleż własnym złudzeniom, co szantażowi moralnemu ze strony 'czerwieńców'; również i to tragiczne, rycerskim imponderabiliom, które wyraził człowiek tak trzeźwy, jak Paweł Popiel, słowami: 'gdy krew się leje, choćby bezużytecznie, gdy jedni poświęcają się w szale i giną, czy wolno obwinąć się w płaszcz roztropności i patrzeć bez udziału? Dlatego i Popiel, który pierwszy, i to najbezwzględniej, potępił powstanie, a dla jego przywódców żądał ostracyzmu w polskim życiu narodowym, też w pierwszym odruchu posłał swoich synów do lasu.

3. Wnioskiem, jaki Stańczycy wyciągnęli z katastrofy Powstania Styczniowego i stanięcia wobec groźby już nie tylko niemożności odbudowania państwa, ale wręcz utraty tożsamości narodowej, był postulat zawarcia ugody z monarchią austriacką. Przemawiały za takim rozwiązaniem co najmniej trzy okoliczności.

Po pierwsze, ugoda taka - ugoda, a więc obustronnie korzystny kompromis, a nie kapitulacja z narodowo-państwowych aspiracji - była, w przeciwieństwie do pozostałych zaborów, zwłaszcza rosyjskiego, możliwa. Po serii porażek zewnętrznych (utrata prowincji włoskich, klęska pod Sadową) Austria przeżywała poważny kryzys, a wielonarodowościowa struktura cesarstwa Habsburgów uniemożliwiała rządowi wiedeńskiemu prowadzenie polityki germanizacyjnej, czy choćby represyjnej; przeciwnie - rząd wycofał się z niej na całej linii, a otwarte pozostawało jedynie pytanie, w jaki sposób zostanie przebudowane państwo i ile na tym skorzystają galicyjscy Polacy. I chociaż nie udało się ostatecznie przeforsować rozwiązania w ówczesnych warunkach optymalnego, tj. federalistycznego, a Galicja uzyskała jedynie autonomię w ramach austriackiego członu dualistycznej (Austro-Węgry) monarchii, to jednak, tak czy inaczej Polacy w tym zaborze zyskali możność normalnego narodowego życia, rozwijania kultury umysłowej, artystycznej i politycznej. Przez następne pół wieku Galicja była po prostu aparatem tlenowym dla polskości, która dzięki temu zasileniu mogła przetrwać i w pozostałych zaborach, gdzie coraz bardziej brakowało tchu.

Po drugie, Austria była jedynym spośród opresorów Polski państwem katolickim, a przez to niewątpliwie należącym do cywilizacji zachodniej (łacińskiej). Stawka na katolicką monarchię Habsburgów dawała więc pozbawionemu własnej państwowości narodowi polskiemu szansę wytrwania przy tej cywilizacji i przetrzymania brutalnego naporu turańskiej moskiewszczyzny i pruskiego bizantynizmu.

Po trzecie, Austria przekształcając swój ustrój nie tylko dawała Polakom możność autonomicznego samorządzenia się w Galicji, ale również ich uczestnictwa w życiu ogólnopaństwowym - czego, zwłaszcza ze względu na permanentną opozycję Czechów, a także części 'wielkoniemiecko' nastawionych Austriaków, wręcz potrzebowała. Tym samym, Polacy zyskiwali szansę posiadania niejako 'państwa zastępczego', mogli nie odwyknąć bez reszty od umiejętności rządzenia, wyłaniać z siebie elitę, która współrządząc państwem obcym zyskiwała przygotowanie do rządzenia państwem własnym, gdy tylko nadarzy się sposobność jego odbudowania. Nie zapominajmy poza tym, że konserwatyści galicyjscy kładli nacisk na oblig lojalności wobec monarchy - cesarza Austrii, który był również tytularnym królem Galicji i Lodomerii, a nie wobec austriackiego państwa czy rządu. Taki był również sens słynnego, a niesłusznie podawanego za przykład oportunizmu, adresu Sejmu Galicyjskiego z 1866 r. ('... przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy...'); taka personifikacja lojalności pozwalała uniknąć identyfikowania się z obcą, państwowością tam, gdzie interes cudzy kolidowałby z własnym interesem narodowym.

4. Koncepcje polityczne Stańczyków wyrastały nie tylko z choćby najwnikliwszych analiz aktualnego położenia sprawy polskiej, ale zakorzenione były w głębokiej wiedzy historycznej i refleksji historiozoficznej. Kluczowym dla rozpoznania Stańczykowskiego stylu myślenia tekstem jest pochodzący z 1877 r. esej Józefa Szujskiego 'O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki'. Szujski, który najmocniej w tym gronie akcentował swój ideowy i historiozoficzny monarchizm, przedstawił interpretację dziejów ojczystych dezawuującą, pseudonaukowe - a tak panujące nad umysłami współczesnych - baśniopisarstwo Lelewela, a mówiąc dokładnie jego teorię wrodzonego jakoby Słowianom 'gminowładztwa', i z tego punktu widzenia apoteozującą także ustrój 'demokracji szlacheckiej'. Szujski przeciwnie: wykazywał normalne, tj. monarchiczne predylekcje narodu polskiego i dowodził, że za panowania Piastów, a potem pierwszych Jagiellonów, budowano solidnie państwo oparte na zdrowej harmonii pomiędzy pierwiastkiem władzy (autorytetu) a pierwiastkiem samorządu i wolności; dopiero począwszy od konstytucji 'Nihil novi' (1505 r.), a zwłaszcza od wprowadzenia 'zgubnej formy', jaką była elekcja tzw. wolna, tj. powszechna i nie ograniczona prawem dynastycznym, nastąpiło poszarpanie tej harmonii. Jednostronny rozwój w kierunku wolności paraliżował wysiłki władzy starającej się zachować i wzmocnić państwo, rozprzestrzeniała się coraz bardziej anarchia, a niweczona była więź pomiędzy władzą a narodem; w końcu, za Sasów, uległa ona całkowitemu zniszczeniu. To właśnie zatem: zlekceważenie autorytetu, władzy i prawa, jest naszą 'winą własną', nie dozwalającą usprawiedliwiać upadku państwa jedynie 'obcą przemocą'.

5. W 1879 r. drugą, po Szujskim, konserwatywną syntezę dziejów Polski dał młodszy 'kuzyn' Stańczyków, Michał Bobrzyński, który zresztą dzięki swej długowieczności oraz talentom politycznym stał się rychło liderem obozu zachowawczego na kilka dziesięcioleci. Z kolei to pierwsze, a chyba i najważniejsze dzieło niespełna 30-letniego profesora Wszechnicy Jagiellońskiej pozostało najsłynniejszym manifestem tzw. krakowskiej szkoły historycznej i wiązanego z tą szkołą pojęcia 'pesymizmu' historycznego w ocenie przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Bobrzyńskiego 'Dzieje Polski w zarysie' miały oczywiście wiele punktów wspólnych z równie 'pesymistycznymi' pracami Szujskiego czy księdza Kalinki, ale były też w nich akcenty wyraźnie odmienne. Przede wszystkim, brak tu było charakterystycznych dla starszych Stańczyków ujęć metafizyczno-religijnych. Bobrzyński nie rozprawiał o błędach i winach w kategoriach moralnych, czy o sprzeniewierzeniu się przez naród nakazom Opatrzności; analizował i piętnował wyłącznie błędy polityczne. Co więcej, posunął się nawet do wyrażenia czegoś na kształt żalu, że władcy polscy (a konkretnie ten, który miał ku temu sposobność i powody, tj. Zygmunt August) nie zdecydowali się na utworzenie Kościoła Narodowego i - jak mniemał - wzmocnienie tą drogą państwa, na podobieństwo decyzji Henryka VIII Angielskiego. Również, zamiast Szujskiego pojęcia 'harmonii' między władzą a narodem, wprowadził Bobrzyński kategorię 'równowagi', bardziej socjologiczną, niż solidarystyczno-duchową, związaną z interesami warstw i grup. Była mu też w zasadzie obojętna forma rządu - monarchiczna czy republikańska, absolutystyczna czy parlamentarna etc. byle by 'rząd' (tu: właściwie administracja) był silny i sprawny. Wreszcie, Bobrzyński ujemnie oceniał ekspansję Polski na wschód, uważając, że wyczerpała ona i rozproszyła na zbyt dużych przestrzeniach energię narodu, a to przekonanie uderzało w ideę, do której starsi Stańczycy, zwłaszcza Tarnowski i Szujski, byli bardzo przywiązani - polskiej misji szerzenia katolicyzmu i latyńskości na Wschodzie.

Dzieło Bobrzyńskiego spotkało się z ostrzejszą bodaj, niż od ideowych przeciwników, choć (jak przystało konserwatystom) elegancką w formie, krytyką we własnym obozie. Oczywiste, że najcięższy zarzut dotyczył relatywizowania religii katolickiej. Mentor Stańczyków jeszcze z okresu ich terminowania w emigracyjnych 'Wiadomościach Polskich', ks. Walerian Kalinka napisał, nie bez racji, że Kościół jest dla Bobrzyńskiego instytucją li tylko polityczną i o tyle dobrą, o ile służy państwu i przyczynia się do 'wzmożenia siły rządowej'. W zarzucie tym było więc domniemanie odrzucenia przez Bobrzyńskiego opatrznościowej roli Boga w historii i sprowadzenia go do 'formy stylistycznej', poręcznej w krzepkiej dłoni Hobbesowskiego Lewiatana. Podobne argumenty wysuwał Szujski, który zwracał uwagę na uleganie przez Bobrzyńskiego metodologii pozytywistycznej i mentalności liberalnej. Ta kontrowersja powinna nam uprzytomnić okoliczność ważną, a często - z powodu nadużywania w związku z konserwatyzmem pojęcia 'realizm' - zapoznawaną; tą mianowicie, iż mimo krytyki wynaturzeń tzw. romantyzmu politycznego, polski konserwatyzm był w swojej osnowie filozoficznej, a zwłaszcza w filozofii dziejów, głęboko zakorzeniony w romantyzmie. Oczywiście w jego katolicko-tradycjonalistycznej wersji, w Polsce reprezentowanej przede wszystkim przez Krasińskiego i Cieszkowskiego, a sięgającej myśli św. Augustyna. Skądinąd, zbliża to akurat polski konserwatyzm XIX stulecia do jego francuskich (Chateaubriand, de Maistre) czy niemieckich (A.H. Müller, J. Görres) odpowiedników. Na tym tle dopiero właśnie Bobrzyński wydaje się pierwszym polskim odpowiednikiem konserwatyzmu 'realistycznego' czy 'pozytywistycznego' w guście Taine'a, czy anglosaskich 'imperialistów' (choć chyba przesadą byłoby powiedzieć, że tych ulegających 'socjaldarwinizmowi'; dla równowagi przypomnijmy, że pomimo agnostycznej metodologii dziejów Bobrzyński był bez wątpienia szczerze, a wedle wielu świadectw wręcz 'naiwnie' wierzącym katolikiem).

6. Cywilizacyjny okcydentalizm Stańczyków nie był wyłącznie kanonem ich światopoglądu, ale posiadał swoje konkretne 'przełożenie' polityczne w postaci ich antyrosyjskości. Stańczycy uważali Rosję za wroga nr 1 Polski, z powodów zarówno politycznych, kulturowych, jak religijnych (a zatem, dodajmy, ich poglądy były, w pewnym sensie, idealnie symetryczne do przekonań Katkowa, Dostojewskiego czy innych słowianofili rosyjsko-prawosławnych, dla których Polska z kolei była 'zdrajczynią' sprawy słowiańskiej i forpocztą 'jezuityzmu'). Rosja, dla Szujskiego czy Tarnowskiego, to nie tylko zaborca lwiej części ziem Rzeczypospolitej, ale również prawosławna schizma, autokratyczny (a nie autorytarny) bizantynizm, wreszcie niewolnicze, azjatyckie 'kacapstwo'. Wrogość do Rosji była tedy jedną z ważnych przesłanek stańczykowskiej orientacji na Austrię, która - także zagrożona, zwłaszcza na obszarze ziem Korony św. Wacława i na Bałkanach, przez panslawizm - może i powinna mieć interes we współdziałaniu z polskim społeczeństwem.

W pierwszych latach popowstaniowych to stanowisko Stańczyków przybierało nawet postać (ostrożnych) kalkulacji na współdziałanie ofensywne, czy wręcz wojnę Austrii, popieranej przez Francję, z Rosją, która mogłaby zaowocować odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Nadzieje te jednak rozwiewały się stopniowo, począwszy od klęski Francji w wojnie z Prusami, a ostatecznie pogrzebane zostały w 1878 r., kiedy to na Kongresie Berlińskim kanclerzowi Niemiec Bismarckowi udało się wskrzesić sojusz trzech cesarzy. Tym samym sprawa polska przestała na pół wieku istnieć jako zagadnienie polityki europejskiej. Stańczycy zrozumieli tę gorzką lekcję historii, a ponieważ wtedy byli już bez wątpienia ową 'warstwą przodkującą' w narodzie, o której rozprawiali niedawno, im właśnie przypadł ciężki obowiązek podjęcia w imieniu narodu decyzji. Stanisław Koźmian w 'Czasie' ogłosił abdykację z prowadzenia, na bliżej nieokreślony czas, ponadzaborowej polityki czynnej, a na miejsce tegoż proklamował zadanie dla społeczeństw każdego z zaborów osobno: starania się, odpowiednio do warunków, o zachowanie tożsamości narodowej, kulturalnej i religijnej. To właśnie nazwano rychło 'trójlojalizmem'.

Wbrew jednak obiegowym, a skrajnie uproszczonym opiniom koncepcja trójlojalizmu (zwłaszcza jeśli rozumieć ją na sposób czynny i uprzedzająco-deklaratywny) nie była akceptowana do końca nawet w najściślejszym gronie Stańczyków. Otwarcie dystansował się od niej Szujski, który w liście otwartym do Leona Bilińskiego (1882 r.) oświadczał, iż nie pojmuje możliwości kompromisu z trzema rządami na raz, nawet gdyby to było pożądane, i zaznaczał, że walka z Rosją pozostaje naszym zadaniem dziejowym, wręcz nakazem Opatrzności. Również Tarnowski, który acz godził się z samą myślą o pracy 'każdego u siebie i każdego dla siebie', wyrażał powątpiewanie w realność ugody z Rosją, w każdym razie takiej, która nie oznaczałaby równoczesnego odstępstwa od katolicyzmu. Zaznaczał wprawdzie, że niemoralne byłoby potępiać z bezpiecznej, cieszącej się swobodami narodowymi Galicji, rozpaczliwe wysiłki ludzi, którzy szukając (w Kongresówce czy na ziemiach zabużańskich) możliwości przetrwania chwytaliby się, jak tonący brzytwy, pomysłu ugody z rządem, ale formułował zarazem bardzo ważny warunek praktyczny (i, jak się wydaje, pożyteczny uniwersalnie): słabszy i zwyciężony może uczynić pierwszy krok ku ugodzie, ale dopiero wtedy, kiedy zwycięzca ustanie w zapędzie i nie wie dokąd pójść dalej. Dopóki zaś zwycięzca jest upojony swoim triumfem, ręka wyciągnięta doń do zgody zostanie na pewno i z urąganiem odtrącona.

7. Świat, w którym żyli Stańczycy zawierał w sobie wciąż jeszcze pewne składniki tradycyjnego, organicznego społeczeństwa, ale już wówczas, nawet w 'zacofanej' (z punktu widzenia postępowców) Galicji, kruszały one w zastraszający sposób, a to za sprawą nowożytnych ideologii, takich jak materializm, liberalizm, pozytywizm, wreszcie socjalizm. Stańczycy, którzy jak wszyscy konserwatyści umiarkowani, raczej w stylu Burke'a czy Montalemberta, niż Bonalda czy Veuillota (oskarżano ich wszakże, z prawa, o 'moderantyzm'), wcale nie byli restauracjonistami umarłych form i godzili się nawet z rozsądnie pojętą demokratyzacją; nie mogli jednak akceptować ani treści tych fałszywych ideologii, ani ich konsekwencji, które były ruiną moralnego i społecznego porządku. Stąd też rzucający się w oczy z ich pism o treści ogólnej jest wciąż wzrastający pesymizm. Nie polegał on jednak na bezpłodnym zgorzknieniu ('śledziennictwie' jak mawiano w ówczesnej polszczyźnie), ale na przenikliwym postrzeganiu fatalnych skutków wcielania w życie mamiących swoją pozorną dobrocią, abstrakcyjnych doktryn. Tak na przykład Koźmian zauważył już wówczas i wnikliwie opisał fenomen, którego najbardziej zwyrodniałe postaci obserwujemy i doświadczamy dzisiaj, tzn. perwersyjne przekształcenie koncepcji sprawiedliwości i prawa karnego, zastąpienie koncepcji kary jako sprawiedliwej, adekwatnej do czynu odpłaty, teorią kary jako środka naprawczego. Prowadzi to w konsekwencji do bezkarności zbrodniarza, który niepostrzeżenie zaczyna także wzbudzać - jako rzekoma ofiara systemu społecznego - większą od jego ofiary sympatię opinii publicznej. Koźmian atoli nie tylko opisał to zjawisko, ale odkrył źródło owej prawniczej perwersji - w osłabieniu religijności. Ludzkość otumaniona naturalistycznym humanizmem, zastępująca w życiu społecznym i publicznym religię Boga religią człowieka, traci poczucie pewności co do swojej (jako 'zhumanizowanego' państwa) prawomocności jako sędzia występków. Ale ta humanitarna czułostkowość obróci się przeciwko samej sobie i w końcu, zamiast większej łagodności będzie prawdziwe zezwierzęcenie.

8. Demokratyzacja społeczna, a następnie demokratyzacja ordynacji wyborczej, zachwiała pozycją Stańczyków w życiu politycznym Galicji. Pojawienie się agresywnych ruchów lewicowych - socjalistycznego i ludowego, jak również nowocześniejszego konkurenta na prawicy w postaci Narodowej Demokracji, nakazywało szukać sposobów dostosowania się do nowej rzeczywistości. Możliwe to było na dwa sposoby: wejście w porozumienie z jednym z konkurentów, tak, aby rozbić wspólny front antyzachowawczy, oraz unowocześnienie własnej organizacji i poszerzenie bazy społecznej dla uprawiania polityki przez elitę. Stańczycy próbowali jednego i drugiego, ale trzeba powiedzieć, że na obu odcinkach ponieśli ostatecznie klęskę. Usiłowali rozbić ruch ludowy przez zawarcie porozumienia z jednym z jego odłamów, ale uczynili to wyjątkowo niefortunnie wybierając sobie za partnera akurat jego gorszą (i ideowo, i moralnie) część, jak również - co tu ukrywać w sposób nie przynoszący im samym chluby, bo metodą korupcji, Efekt był taki, że utracili bezwarunkowe potąd poparcie Kościoła, a na innym tle (tu akurat mieli rację, bo w ostatnim momencie, kiedy możliwe było zawarcie ugody z Rusinami) drugiego odłamu konserwatystów, czyli tzw. podolaków, którzy weszli w sojusz z endecją. Gdy idzie o drugi ze sposobów, to młodzi, tzw. neostańczycy (W.L. Jaworski, bracia Górscy, Beaupre, Starzewski i in.) poczynili pewne kroki w postaci utworzenia w 1896 r. Klubu Konserwatywnego, zaś w 1907 r. powołali wreszcie formalną partię pod nazwą Stronnictwo Prawicy Narodowej, ale zamysł uczynienia z niej 'partii porządku' i wszystkich sił naturalnie zachowawczych, tj. dużej i małej własności (ziemiaństwa, mieszczaństwa i chłopów), nie powiódł się na całej linii. Stronnictwo do końca swoich dni pozostało w gruncie rzeczy elitarnym klubem politycznym publicystów, profesorów i arystokratów. Dziś, kiedy konserwatywną kontrrewolucję trzeba i tak zaczynać na zupełnie innym gruncie, niż na płaszczyźnie obrony stanu posiadania (bo bronić, jak wiadomo, nie ma czego w tym sensie), wydaje się ta porażka naszych antenatów pozbawiona praktycznego znaczenia. A jednak warto to sobie zapamiętać; że nie mieliśmy polskiego toryzmu w tym rozumieniu, jakie nadali mu brytyjscy rówieśnicy Stańczyków: Peel, Disraeli, Joe Chamberlain, to znaczy wszechstanowej 'partii jednego narodu' (one nation). Dlatego nie mamy dzisiaj nawet choćby i tego skarlałego, zdemokratyzowanego i selektywnego konserwatyzmu Majorów. A przecież warto byłoby móc zaczynać od czegoś konkretnego.



Tekst pochodzi z pisma narodowo-konserwatywnego 'Rojalista' nr 1 (21) / 1997